Kiedyś już wkrótce, gdy przegądarki zintrpretują CSS3, napiszemy div
{column-count:2; }
A na razie tak sobie poradziłem przy 2 kolumnach i wielkości w procentach.
#pole-typ01 {
background-color: #ddd;
border: 1px solid black; padding:10px;
height: 100%;}
#r-typ01 { border:1px solid red; height: 100%; }
#r-typ01 h2{margin-top:0px; background-color:red; color:#ddd; padding:10px;}
#g-typ01 { padding:10px; width: 47%; float:left; border-right:2px dotted
red;}
#b-typ01 { padding:10px; width: 46%; float:left; }
Ruskie
Gdy przez wieś jechały wojskowe ciężarówki to za nimi lecieliśmy i coś tam krzyczeliśmy, Nie wiem co, zresztą nieważne. Czy małe dziecko może nawiązać poważny dialog z przedstawicielami obcego narodu? A przecież i ciężarówki jechały szybko i nic mądrego to i tak by sie nie udało powiedzieć. Żołnierze rzucali nam suchary. Paczki rozrywały się i suchary rozypywały. Zbieraliśmy je z ziemi. Potem próbowaliśmy je rozgryść ruszającymi się mleczakami. Były grubre i bardzo twarde, strczały na wiele, wiele godzin. Myśleliśmy o tamtych żołnierzach, o tym, że maja prawdziwe karabiny, a my wiecznie bawiliśmy się w wojne patykmi. Jednak udało sie nawiązać jakieś stosunki międzynarodowe, choć tak trudno jest to zrobić małym chłopcom, choć ciężarówka tak szybko jechała. Kolega którgo tata miał sad, powiedział, że zaniesiemy jabłka Ruskim. napakowaliśmy jabłka pod swetry i w kieszenie. Poszliśmy szukać ich obozu, wiedzieliśmy, ze gdzieś pod lasem stacjonowali w nmiotach. Wszystko było zawiane, od wsi nie było nic widć gdzie i ile ich tam jest. Jedym znakiem rozpoznawczym, na ktory się kirowaliśmy, był maszt anteny radiostacji. Brneliśmy przez zaspy nie pamiętając nawet gdzie była droga.
Baliśmy się. Sami byliśmy przestraszeni tym co robimy, ale strach zmieszany był z ciekawością. To, żę szliśmy naprzód to dowód, że ciekawość przeważała.. Nikomu nie powiedzieliśmy gdzie się wybieramy, już napewno nie rodzicom. Słyszeliśmy, że dorosłych kręcących się po lesie przepędzali, nie pomagały tłumaczenia, że ktoś ma tam swój prywatny las. T jak krzyczą na dorosłych, to co mówić na dzieci. A jak zaaresztują, to nawet nikt nie będzie wiedział gdzie jesteśmy, ani oni nikomu nie powiedzą. Ale przecież niesiemy im jabłka.
Widzieliśmy już ich obozowisko, rozlokowane pomiędzy rzadkimi drzewami na skraju lasu, wszystko przysypane do polowy śniegiem.. Nagle nie wiedzieć skąd pojawił się przed nami żołnierz, był strasznie grubo poubierany i miał prawdziwy karabin. Wyciągneliśmy z kieszeni jabłka i mu pokazaliśmy, rozpieliśmy nasze paltka i poklepaliśmy się po brzuchach, by pokazać ile tam mamy jeszcze jabłek. Chcieliśmy mu je dawać, ale on nie chciał, nie chciał, żeby tylko dla niego taki podarek, bo dlaczego? Poprowadził nas w stronę obozu, a tam stało cudo nad cuda - helikopter. Nie wiedzieliśmy, że tam mają śmigłowiec, nigdy nie słyszeliśmy by latał. Nie było widać innych ludzi. tylko 2 przy tym helkikopterze. Tam nas podprowadził ten wartownik i tam wysypaliśmy przyniesione jabłka.. Jeden z tych 2 przy śmigłowcu otworzył jego drzwiczki i podsadził nas do środka. Myśleliśmy, że zaraz nas przewiezie i nie wiedzieliśmy co robić. Pewnie, że bardzo chcieliśmy, ale czy nie przekroczymy wszelkich norm. Co powiedzą na to w domu? A jak co się stanie?
Pojawiła się następna postać na scenie, ci do tąd byli mili, ten zaś szedł i strasznie wrzeszczał. Ten co nas powsadzał do środka i który chyba był pilotem, teraz nas jeszcze szybciej zdejmował i machał rękami byśmy sobie szli. Puściliśmy się na wszelki wypadk biegiem. Nie pamiętam już drogi powrotnej, pewnie było tyle wrażeń, że droga sama się szła.
A tak dla 3 kolumn i z wielkościami w pixelach
#pole-typ02 {
background-color: #ddd;
border: 1px solid black; padding:10px;
height: 100%;
width: 620px;}
#r-typ02 { border:1px solid red; height: 100%; }
#r-typ02 h2{margin-top:0px; background-color:red; color:#ddd; padding:10px;}
#g-typ02 { padding:10px; width: 180px; float:left; border-left:0px;}
#b-typ02 { padding:10px; width: 178px; float:left; border-left:2px dotted
red; height: inherit;}
typ 02
Ruskie
Gdy przez wieś jechały wojskowe ciężarówki to za nimi lecieliśmy i coś tam krzyczeliśmy, Nie wiem co, zresztą nieważne. Czy małe dziecko może nawiązać poważny dialog z przedstawicielami obcego narodu? A przecież i ciężarówki jechały szybko i nic mądrego to i tak by sie nie udało powiedzieć. Żołnierze rzucali nam suchary. Paczki rozrywały się i suchary rozypywały. Zbieraliśmy je z ziemi. Potem próbowaliśmy je rozgryść ruszającymi się mleczakami. Były grubre i bardzo twarde, strczały na wiele, wiele godzin. Myśleliśmy o tamtych żołnierzach, o tym, że maja prawdziwe karabiny, a my wiecznie bawiliśmy się w wojne patykmi. Jednak udało sie nawiązać jakieś stosunki międzynarodowe, choć tak trudno jest to zrobić małym chłopcom, choć ciężarówka tak szybko jechała. Kolega którgo tata miał sad, powiedział, że zaniesiemy jabłka Ruskim. napakowaliśmy jabłka pod swetry i w kieszenie. Poszliśmy szukać ich obozu, wiedzieliśmy, ze gdzieś pod lasem stacjonowali w nmiotach. Wszystko było zawiane, od wsi nie było nic widć gdzie i ile ich tam jest. Jedym znakiem rozpoznawczym, na ktory się kirowaliśmy, był maszt anteny radiostacji. Brneliśmy przez zaspy nie pamiętając nawet gdzie była droga.
Baliśmy się. Sami byliśmy przestraszeni tym co robimy, ale strach zmieszany był z ciekawością. To, żę szliśmy naprzód to dowód, że ciekawość przeważała.. Nikomu nie powiedzieliśmy gdzie się wybieramy, już napewno nie rodzicom. Słyszeliśmy, że dorosłych kręcących się po lesie przepędzali, nie pomagały tłumaczenia, że ktoś ma tam swój prywatny las. T jak krzyczą na dorosłych, to co mówić na dzieci. A jak zaaresztują, to nawet nikt nie będzie wiedział gdzie jesteśmy, ani oni nikomu nie powiedzą. Ale przecież niesiemy im jabłka.
Widzieliśmy już ich obozowisko, rozlokowane pomiędzy rzadkimi drzewami na skraju lasu, wszystko przysypane do polowy śniegiem.. Nagle nie wiedzieć skąd pojawił się przed nami żołnierz, był strasznie grubo poubierany i miał prawdziwy karabin. Wyciągneliśmy z kieszeni jabłka i mu pokazaliśmy, rozpieliśmy nasze paltka i poklepaliśmy się po brzuchach, by pokazać ile tam mamy jeszcze jabłek. Chcieliśmy mu je dawać, ale on nie chciał, nie chciał, żeby tylko dla niego taki podarek, bo dlaczego? Poprowadził nas w stronę obozu, a tam stało cudo nad cuda - helikopter. Nie wiedzieliśmy, że tam mają śmigłowiec, nigdy nie słyszeliśmy by latał. Nie było widać innych ludzi. tylko 2 przy tym helkikopterze.
Tam nas podprowadził ten wartownik i tam wysypaliśmy przyniesione jabłka.. Jeden z tych 2 przy śmigłowcu otworzył jego drzwiczki i podsadził nas do środka. Myśleliśmy, że zaraz nas przewiezie i nie wiedzieliśmy co robić. Pewnie, że bardzo chcieliśmy, ale czy nie przekroczymy wszelkich norm. Co powiedzą na to w domu? A jak co się stanie?
Pojawiła się następna postać na scenie, ci do tąd byli mili, ten zaś szedł i strasznie wrzeszczał. Ten co nas powsadzał do środka i który chyba był pilotem, teraz nas jeszcze szybciej zdejmował i machał rękami byśmy sobie szli. Puściliśmy się na wszelki wypadk biegiem. Nie pamiętam już drogi powrotnej, pewnie było tyle wrażeń, że droga sama się szła.
A tu jeszcze rozwiązanie gdy miejsca na stronie mało a tekstu przeciwnie, dużo. Kluczem jest przypisanie cechy do naszego pola - OVERFLOW
#pole-typ03 {
background-color: #ddd;
border: 1px solid black; padding:10px;
height: 200px; width: 240px;
overflow: auto;
}
#r-typ03 { border:1px solid red; height: auto; }
#r-typ03 h2{margin-top:0px; background-color:red; color:#ddd; padding:10px;}
autor???
Ruskie
Gdy przez wieś jechały wojskowe ciężarówki to za nimi lecieliśmy i coś tam krzyczeliśmy, Nie wiem co, zresztą nieważne. Czy małe dziecko może nawiązać poważny dialog z przedstawicielami obcego narodu? A przecież i ciężarówki jechały szybko i nic mądrego to i tak by sie nie udało powiedzieć. Żołnierze rzucali nam suchary. Paczki rozrywały się i suchary rozypywały. Zbieraliśmy je z ziemi. Potem próbowaliśmy je rozgryść ruszającymi się mleczakami. Były grubre i bardzo twarde, strczały na wiele, wiele godzin. Myśleliśmy o tamtych żołnierzach, o tym, że maja prawdziwe karabiny, a my wiecznie bawiliśmy się w wojne patykmi. Jednak udało sie nawiązać jakieś stosunki międzynarodowe, choć tak trudno jest to zrobić małym chłopcom, choć ciężarówka tak szybko jechała. Kolega którgo tata miał sad, powiedział, że zaniesiemy jabłka Ruskim. napakowaliśmy jabłka pod swetry i w kieszenie. Poszliśmy szukać ich obozu, wiedzieliśmy, ze gdzieś pod lasem stacjonowali w nmiotach. Wszystko było zawiane, od wsi nie było nic widć gdzie i ile ich tam jest. Jedym znakiem rozpoznawczym, na ktory się kirowaliśmy, był maszt anteny radiostacji. Brneliśmy przez zaspy nie pamiętając nawet gdzie była droga.
Baliśmy się. Sami byliśmy przestraszeni tym co robimy, ale strach zmieszany był z ciekawością. To, żę szliśmy naprzód to dowód, że ciekawość przeważała.. Nikomu nie powiedzieliśmy gdzie się wybieramy, już napewno nie rodzicom. Słyszeliśmy, że dorosłych kręcących się po lesie przepędzali, nie pomagały tłumaczenia, że ktoś ma tam swój prywatny las. T jak krzyczą na dorosłych, to co mówić na dzieci. A jak zaaresztują, to nawet nikt nie będzie wiedział gdzie jesteśmy, ani oni nikomu nie powiedzą. Ale przecież niesiemy im jabłka.
Widzieliśmy już ich obozowisko, rozlokowane pomiędzy rzadkimi drzewami na skraju lasu, wszystko przysypane do polowy śniegiem.. Nagle nie wiedzieć skąd pojawił się przed nami żołnierz, był strasznie grubo poubierany i miał prawdziwy karabin. Wyciągneliśmy z kieszeni jabłka i mu pokazaliśmy, rozpieliśmy nasze paltka i poklepaliśmy się po brzuchach, by pokazać ile tam mamy jeszcze jabłek. Chcieliśmy mu je dawać, ale on nie chciał, nie chciał, żeby tylko dla niego taki podarek, bo dlaczego? Poprowadził nas w stronę obozu, a tam stało cudo nad cuda - helikopter. Nie wiedzieliśmy, że tam mają śmigłowiec, nigdy nie słyszeliśmy by latał. Nie było widać innych ludzi. tylko 2 przy tym helkikopterze. Tam nas podprowadził ten wartownik i tam wysypaliśmy przyniesione jabłka.. Jeden z tych 2 przy śmigłowcu otworzył jego drzwiczki i podsadził nas do środka. Myśleliśmy, że zaraz nas przewiezie i nie wiedzieliśmy co robić. Pewnie, że bardzo chcieliśmy, ale czy nie przekroczymy wszelkich norm. Co powiedzą na to w domu? A jak co się stanie?
Pojawiła się następna postać na scenie, ci do tąd byli mili, ten zaś szedł i strasznie wrzeszczał. Ten co nas powsadzał do środka i który chyba był pilotem, teraz nas jeszcze szybciej zdejmował i machał rękami byśmy sobie szli. Puściliśmy się na wszelki wypadk biegiem. Nie pamiętam już drogi powrotnej, pewnie było tyle wrażeń, że droga sama się szła.
autor tekstu i przeżyć Tadek